Ballada o kwiatku Stefanie, Cichym Gentelmenie i imionach.
SCENA 1
W Święta znalazłam na ulicy telefon. Namierzyłam Właściciela, podjechał po odbiór.
Koniecznie chciał dać mi pieniądze, odpowiedziałam, żeby się nie wygłupiał.
Potem znów się ze mną skontaktował.
Przyszła mi do głowy myśl, że pieniądze w mojej aktualnej sytuacji faktycznie by się przydały.. trochę z nią powalczyłam, ale ostatecznie ją odrzuciłam, i tym razem kategoryczniej () odpisałam, że:
„Kocham Boga i nie ma szans, żebym wzięła pieniądze za oddanie komuś jego własności”.
Wzmianka o Bogu zazwyczaj działa. Pan jednak nie dawał za wygraną i zapytał „A co w takim razie chciałaby Pani dostać od Boga, i żebym pamiętała, że w Święta spełniają się marzenia” ;)
Roześmiałam się i zobaczyłam, że on po prostu chce okazać wdzięczność, więc już bez oporów i po krótkim namyśle odpisałam, że „marzę o pięknej monsterce” /późniejszy Stefan/
Pan odpisuje, że „załatwione i potrzebuje tylko trochę czasu”. OK.
W przeciągu kilku tygodniu kilka razy umawiamy się na odbiór, w końcu przychodzi dzień spotkania. (Mojego i Stefana )
Koło południa idę trochę pobiegać i mam szybką myśl: „Kurczę, nawet nie wiem jak ma ten człowiek na imię, miałam 1,5 miesiąca, żeby zapytać” , a zaraz potem: „Ok, może Bóg mi podpowie tak jak ostatnio”.
Wcześniej już dwa razy miałam dar wiedzy – dar wiedzy, to jeden z ponadnaturalnych darów Ducha Świętego – w ponadnaturalny sposób wiesz coś, czego nie masz prawa wiedzieć (w tym wypadku akurat po prostu imię nieznajomej osoby).
Biegnę dalej i przychodzi mi do głowy zwyczajna myśl, że to jest „Damian” – nie pasuje mi do Damianów jakich znam (wszystkie moje znajome Damiany to bruneci, a tu blodnyn
), ale myślę: „Ok, sprawdzi się”
Wbiegam do domu, idę do mojej współlokatorki i mówię: „Karola, dziś wieczorem wpadnie taki koleś z kwiatkiem i mam wrażenie, że Bóg mi mówi, że ma na imię Damian. Zapamiętaj! Sprawdzimy!:D”
Wieczorem Pan wpada. (Stefan jest piękny!)
Rozmawiamy, a ja niestety kompletnie zapominam o imieniu.
Na koniec Pan/chłopak wyciąga rękę i mówi: „Tak w ogóle, to jestem Damian”
Ja szok i pisk, biegnę do Karoliny: „To jest Damian!”
Wracam do nowego znajomego, opowiadam mu całą historię i dodaję, zdrowo-rozsądkowo:
„No, ale po ptokach, bo zapomniałam Cię zapytać na początku, więc teraz pewnie myślisz, że jestem wariatką”.
Ale on odpowiada, że „wcale nie, że wierzy, że modlił się o ten telefon i to wszystko składa mu się w całość”.
Rozmawiamy potem o Biblii i Bogu, Damian wypytuje w jaki sposób „to mam”, opowiadam mu o Jezusie i Samarytance (Wam też opowiem); mówię, że Jezus też „tak miał”, i że teraz jest dostępne dla każdego chrześcijanina. Dla mnie i dla niego.
Żegnamy się.
SCENA 2 (kilka lat wcześniej)
Rozmawiam online z nowo poznaną osobą na portalu randkowym Sympatia.pl
Znamy się dopiero jakieś 10 minut, rozmowa skręca na temat Boga.
Opowiadam mu trochę o sobie, on mówi, że „też by tak chciał, że był kiedyś ministrantem, że wie, że Bóg jest, ale jakoś tak jest daleko”.
Niewiele myśląc mówię: „Czeeeeekaj, pomodlę się, zaraz wracam!”
Wstaję z łóżka i zaczynam się modlić o niego, i na samym początku myślę:
„Kurcze, szkoda, że nie zapytałam jak ma na imię „
Rzucam okiem na łóżko z laptoptem i równie szczerze myślę: „Trudno, nie chcę mi się wracać na łóżko tylko po imię”
Chodzę po mieszkaniu i modlę się głośno o mojego bezimiennego kolegę.
Gdy czuję, że już kończę, przychodzi mi do głowy myśl, a jednocześnie pewność, że człowiek, o którego się modlę ma na imię Dominik!
Jestem w szoku! Od jakiegoś czasu (odkąd wiedziałam, że chrześcijanie mogę żyć w ponadnaturalny sposób, rodem z Dziejów Apostolskich), marzyłam, żeby też czegoś takiego doświadczyć! Podekscytowana, że to może być „to” wracam przed laptopa!
Czuję lęk, bo być może to jakaś autosugestia, sprawdzam też krótką historię naszej rozmowy na czacie oraz jego profil, czy przypadkiem nie ma tam jego imienia „Dominik”, a ja je po prostu zapamiętałam..Nic nie znajduję.
Ok, myślę na trzeźwo, że po prostu trzeba spróbować, przypominam sobie też zachętę z filmu na YouTube’ie o prorokowaniu i uczeniu się słyszenia Bożego Głosu, by po prostu zdobyć się na odwagę i iść do ludzi i..sprawdzić.
/później dam Wam link/
Z duszą na ramieniu piszę do mojego rozmówcy: „modliłam się, czy przypadkiem nie masz na imię Dominik….?”
Po drugiej stronie cisza… po czym potwierdza, że „owszem, że tak na ma imię, że nie potrzebuje już znaków i że jest w szoku!”
Ja w jeszcze większym !!!
Nie wierzę, że to się naprawdę tak po prostu dzieje, więc dopytuje go czy aby na pewno jest pewien, że ma tak na imię??
JEST PEWIEN JAK MA NA IMIĘ
Rozmawiamy jeszcze chwilę o Bogu, cudach i znakach, a potem się żegnamy.
SCENA 3
Rozmawiam online z kolegą z branży.
Wiem o nim, że ma żonę i dzieci, ale rozmawiamy główne na tematy zawodowe.
Któregoś dnia rozmowa zbacza na temat jego dzieci, i orientuję się, że nawet nigdy (a znamy się może rok-dwa) – nie zapytałam o imiona jego dzieci. Myślę trochę o tym ze wstydem.
Po chwili przychodzi mi do głowy myśl, że jeden z jego synów ma na imię Michał, dokładnie „wiem” też który. Ponieważ jestem już po doświadczeniu z Dominikiem – wiem, że muszę się zdobyć na odwagę i zapytać.
Pytam.
Imię się zgadza! (wow!)
Wiem też, że ten syn jest na coś chory. Przychodzi mi do głowy konkretna choroba „XYZ”, ale chce być delikatna (bo może wcale nie mówi do mnie Bóg, a mogę kogoś urazić).
Pytając więc o chorobę, nie pytam wprost, tylko pytam, czy to jest choroba z rodziny chorób „takich i takich”.
Kolega potwierdza i dodaje, że „konkretnie to jest choroba „XYZ”.
Ja w szoku! Bóg znów zadziałał!
Szybko opowiadam koledze o darze wiedzy i że wiem to od Boga. Tym razem spotykam się ze ścianą.
Kolega twierdzi, że na pewno już mi mówił, ( ja przeglądam historię czata <samemu też jest trudno uwierzyć>, ale w historii nic nie ma), a nawet jeśli nie, to jest przypadek
Zdumiona negacją faktów przez kolegę, opowiadam o sytuacji wierzącemu przyjacielowi. Zastanawiam się co mogło pójść „nie tak”.
Przyjaciel komentuje ze śmiechem: „Musiał to być ateista wielkiej wiary”
—-> KONIEC PRZYKŁADÓW <—-
Parę wniosków, wiedzy i luźnych myśli:
1. Jezus też żył w sposób nadprzyrodzony.
Przykładem na dar wiedzy jest sytuacja (J 4,5-42), gdy rozmawia z obcą osobą – Samarytanką przy studni, i mówi jej fakty z jej życia, których nie miał prawa wiedzieć:
o tym, że „miała 5-ciu mężów, a ten, którego ma teraz, nie jest jej mężem”.
Więcej o uczeniu się słyszenia Boga, i filmik, o którym wspominałam tutaj: https://tiny.pl/tbh7b
2. Cuda i znaki nie są dla samych znaków i fajerwerków. (choć są ekscytujące, a życie z Bogiem jest pełne przygód i adrenaliny jak dobry film sensacyjny
Znaki są po części dla niewierzących, Bóg w ten sposób zdobywa ich zaufanie, otwierają się wtedy na przesłanie Ewangelii, o kondycji człowieka, Mesjaszu i zbawieniu, niebie i piekle, ratunku w Jezusie i ich wolnym wyborze.
Zbawienie można przyjąć tylko przez wiarę – a ich wiara wzrasta, gdy doświadczą czegoś ponadnaturalnego.
Tamta Samarytanka też pobiegła do miasta, opowiedziała, co ją spotkało i dzięki temu, że ludzie byli zaciekawieni – poszli sami z siebie do Jezusa. Wysłuchali Go i nawrócili się.
3. Jestem pełna podziwu jak Bóg szanuje wątpliwości człowieka, jak szanuje On to, że człowiek potrzebuje znaków i wiedzy, by uwierzyć.
Jednocześnie – jeśli Jego Kościół ( czyli jego ambasadorzy na Ziemi) odmawiają współpracy z Duchem Świętym i negują, że chrześcijaństwo może być ponadnaturalne i uważają, że dary Ducha Świętego wyginęły wraz z Dziejami Apostolskimi, to co wtedy pozostaje?
Nasze słowa.
Jednak..„nie w słowie, lecz w mocy przejawia się Królestwo Boże.” 1Kor 4,20
4. Z drugiej strony – na niewierzących też jest odpowiedzialność – jeśli dostałeś znaki, to w pewnym momencie musisz już podjąć decyzję i zadziałać.
Pójść za Bogiem, wyjść ze swojej strefy komfortu (tak jak Samarytanie, którzy wyszli ze swojego miasta – miejsca, które dobrze znali.) Zrobić to, co wiesz, że masz zrobić.
Ja to nazywam rzuceniem się w przepaść, ale wierz mi – Bóg Cię złapie!
Jednak nic się nie wydarzy bez Twoje decyzji.
I jeszcze 3 luźniejsze, prywatne myśli:
UNO:
Zastanawiałam się jak to się stało, że dostałam od Boga wiedzę o tych trzech imionach. Bo we wszystkich tych trzech przypadkach – nawet o tę wiedzę nie poprosiłam, sama do mnie przyszła. Jako dar
I znalazłam wspólny mianownik tych trzech sytuacji:
To były sytuacje, gdy czułam się niezręcznie i głupio – nie znałam tych imion, a powinnam; więc Bóg uchronił mnie od faux pas!
Jezus opisuje Ducha Świętego jako Pomocnika i Pocieszyciela, ja lubię Go też nazywać Cichym Gentelmenem!
A wiecie, że Duch Święty to nie jakaś Moc (choć ma moc), ani nie Energia Kosmiczna, ale Osoba..? Osoba, która ma konkretny charakter, uczucia, emocje?
DUO:
Zaskoczyły mnie różne reakcje na tę identyczną sytuację:
1. ktoś usłyszał Słowo po fakcie, ale i tak uwierzył
2. ktoś usłyszał i uwierzył
3. ktoś usłyszał i nie uwierzył
To mi pokazuje, że Bóg sieje (np daje „słowo wiedzy”), ale to od człowieka i jego serca zależy czy przyniesie jakiś efekt.
Ostatnio usłyszałam też, że ziarno potrafi przeczekać bardzo długo w niesprzyjających okolicznościach, ale gdy tylko nadarzą się sprzyjające – zaczyna kiełkować.
I ostatnie, TRE:
To także historia o mnie – to ja też jestem tą Samarytanką, która rzuciła to, co w danej chwili robiła (przyszła z wiadrem na wycieczkę po wodę), a potem:
„I zostawiła kobieta swoje wiadro, poszła do miasta i powiedziała ludziom:
Chodźcie, zobaczcie człowieka, który mi powiedział wszystko, co zrobiłam. Czy to nie jest Chrystus?”
/J 4,28-9/
Zostawiła wiadro i pobiegła…
Mam nadzieje, że i mnie, choć jedna osoba kiedyś powie, tak samo, jak tej bezimiennej (sic!) Samarytance:
„A tej kobiecie mówili:
Wierzymy już nie z powodu twojego opowiadania. Sami bowiem słyszeliśmy i wiemy, że to jest prawdziwie Zbawiciel świata, Chrystus”
/J 4,42/
Pozdrawiam Was i ściskam z Krakowa!
Magda aka Samarytanka bez wiadra!
P.S. Dobra, zapytam Boga jak miała na imię Samarytanka!
Zostaw komentarz